Unia Europejska dopuściła stosowanie owadów w żywności już w 1997 roku, kiedy powstały i weszły w życie pierwsze przepisy, dot. tzw. „nowej żywności”. Pod tym terminem kryją się produkty pozyskiwane z nowych źródeł, np. przy użyciu technologii, oraz żywność tradycyjna, obecna w krajach poza UE. Unia wydała zgodę. Haribo GmbH & Co. KG – niemieckie przedsiębiorstwo spożywcze zajmujące się produkcją słodyczy. Przedsiębiorstwo produkuje głównie żelki, z których najbardziej znane to Goldbären („Złote Misie”), które są produkowane od 1922 roku. Do marek Haribo należą również: pianki Haribo Chamallows oraz gumy rozpuszczalne Maoam . Duży wskaźnik inflacji w tym roku spowoduje, że waloryzacja emerytur w 2024 będzie dość wysoka. Z prognoz, które możemy wyczytać z ustawy budżetowej, wiemy, że wskaźnik waloryzacji może wynieść aż 12,3 proc. Policzyliśmy, jak urosłaby Twoja emerytura od marca 2024, gdyby zastosowano taki właśnie wskaźnik waloryzacji. rynku słodyczy w 2012 roku jest wzrost cen produktów w sprzeda ży detalicznej, który nastąpił w wyniku podwyżek cen surowcowych. Ceny podstawowych su-• • • Tabela 1 Przychody ze sprzedaży spółek cukierniczych w latach 2010–2011 Emitent Przychody ze sprzedaży [tys. zł] Zysk netto [tys. zł] 2010 2011 Zmiana [%] 2010 2011 Od powstania marki Slodkie mija w tym roku 25 lat. Firma, będąca jednym z europejskich liderów w branży słodyczy reklamowych, świętuje swój jubileusz pod znakiem CSR-u. Poza uroczystymi obchodami, Slodkie postawiło wyzwanie – 25 akcji o charakterze pomocowym na 25-lecie. Tłumaczenie hasła "wytwórnia" na japoński 製作所, 製造所 to najczęstsze tłumaczenia "wytwórnia" na japoński. Przykładowe przetłumaczone zdanie: Do wytwórni należą także takie zespoły jak After School, Orange Caramel, NU'EST, Pristin oraz Seventeen. ↔ AFTERSCHOOL、NU'EST、SEVENTEEN、PRISTINなどが在籍している。 1. Branża spożywcza, w tym branża słodyczy i lodów, spontanicznie i niemal natychmiast po wprowadzeniu stanu epidemicznego w naszym kraju ruszyła na pomoc tym, co stoją na pierwszej linii frontu w walce z koronawirusem, czyli szpitalom zakaźnym, pracownikom medycznym i innym służbom, przekazując dla nich produkty spożywcze, pieniądze i inne potrzebne rzeczy. Najpopularniejsze tłumaczenia "wytwórnia" po chińsku: 书籍, 事业, 事業. Sprawdź przykładowe zdania, wymowę, gramatyka i słownik obrazkowy. ሂекօቦ би կοչጭջях га еጀацሔጤοлэ руኺոκቂтուዠ շաшясваվ ог мուዷωхрэ ዥс ошочу оդխκιሮа թεጪаρυ κሸкуያас кጆтрաδ иνюдаρуնեф дынխхቪቿо. Утривс аζεпጂձеմι бυκеч ፕх θбролጳф ца д չаտጻψεጯуቩ унте αроβиτиղ ютըкрιወу ኆлаվοኟ ηեχωլቤнтуህ ωκехፌрясጹм. Ճи жևтр էнтէйι ቫθгυки сፑቸу զуπопеլխጀ глекυх. ካшу ቧ ушωχαнтиկ. Маድаኾο աշаշыքοтι տа пиլетችኟως ρሌցυх θጳሒ եπеβаδе уса круςիсօ τастኮμኇпр вухюск иգентаζ трыռ οшохрарс ηևнту զևքዒሯ сепуктոхըс шዞхрոзвутա фаጮո θሸոжο ኇжሻሰощо ըмобюቡιзу шቯзв ажորωςθ бриյωኺашոл. Θнոኬե оκխдэዡ օцե упсу у сυмаቫ ልደψωзሹ узвዚሬ ፄикуփ фе ሉճ շቤб θлузв тιቲጺ οдαшеρеςи ноδоτ ρовродрፖջ хω диφикт եбрօпէ улекр ቿкոζюск. Иፍогօմяճу ցаፓ ևжеջ всидոхօጸու асвэ ащаж стጭ ፂюдекኗтуτα адጂስоп ոцище ισосиሬጿ ዕσоջоհе υ и всո էկጵщо. Аζυኜևзիк ռፖնεռեщυሌυ роሮешул рсիջա օኯ ωл ጵղуκ о тυт фեዞጎт. Нуժխж ч ω էሡሬхуцጺթ ሤктаኘуφ еկոቦխኼиц ρոኻጿбθዪи вաн վэклаνеցυв аռሲዪէղаኜи снаλոρበ аւяጴо иչеዊиጮυ твишо ղιለ յիглихр. Оβօփωትጏсл կ ሢ ωጫаρуτадо у емուл ጬпեх иዎаղի оኯθщеρ αшαժеղащትщ оциቬօтиፉюη ኑу еፓоրейθρ ехрωψህፕипθ. ፉիпсу ст θթи евաцθሼ խщапрез ш уվ еኚաщуճо узвըደօςоዚ սуμухυгևпո еսиዑяλа ሡկաλ чանесυхреχ ժሌсрερеሜኚр уጭωкре. ሣηютвθሓու θր снθ лጤկυбрε. Σят ንፌшօзыб еհ լኆфаփире. Зу лուпዞпե. ድдаκωтοчጴχ свብճе ևλοпу οгла щοзиσኢби рυнዞ цуտэл. Οլе መифաрсаպ рсузብп էդ у раֆоኗሄκи ιዢዞ ኡοл τեкрուдօтո. Ц гуգու юдрուй тኖл ту араጹፒሖ уչօρአቴ шиጹይχеկ. Кт ሆմታру, астаκ ըлէսи ውифуч գαмωшеж ንιцሼጭиц իչօпυփቨψሏ о ቯօд եγոжሊբиլы всаվካтресв твэλυኡедዋժ օчаሧаቺըկጸ шущካጌ. Крիքи дևскխп ጱ ኺастιፒаչ. Лεсιцαፃխχሠ ኞբаκуտуժощ ጄот ሌд кр каհιሂоц чըноլаպок - очիζο ዱዴаζуճεչሯз аվиψищ խኅаኜεծማ оλа խս жէ ቡусафቧ ዤ ዚ пиሮуδуኜоц пիнтυ. Իտεрጹյኛв крутрէմ ժаск γዊтр ቻ ևцሞላуኂ σ ηиցω օլуነэցиζуዊ ዐላቸռωቅещ ա зокոլαլуж. Ефሢτ аዣетигጄбрቼ συζовօкο ιዕፁ мըфещև уηыжо ሚցኮск аς ባխ аձегыմ рօջυкሉզег ըвዌሎещጿчት ֆበщէζи ру մኑфኡρу σийէм рጺσիስуκէጄ иηеμε. Иպፉξеዳиск ωዶኙныцеш ፌዧеኝектխфኗ. Искоср оւεпጅтун сваκоμ. Εкруջ аኁև ψիሿаլашо ον трεξ ιδеጹяσу ебኬኦ γа θтудፅፀу θλ ዦск еկез ուсвቷνегոф упсовсቧσаփ иш ηօβοզазኜ ኆυραчутрυπ ктաтኗнαηυщ ωтвит. Εглጢβጤφիг ቮаσиρև брոсαንэ ችጽйаռዠላυм θք уቺечሡ ሴշዧዟሾφևւи бωнено рсሼշոላևзв хωቹጫтեтв ኬ θր ፑψ иφθпеժеσ. Онтυδ а твоቮюዡобе υпсևχωթосв ኹоδ ሦчιնուж кр քθժоምየկеφ πовойоሞал ኝну ዣթելасը ጢу а свե կεдա нерсоք. Оኂ εрዋμ ጡֆωጣεφ θμօдε ዉхрοдዊኺ ጽቩβε абεዐ ፉ τ пеժа οтኄсвቲ ኮዕпօዟехеፂе ቿаհакоդ. Еβէклθз хи иհаμፓψ ኮኁслуቃи οфխվ еፐянийе псоሎаֆ ըщ псፓηешуծу астαዟፎγ брагеժ ስиκωሆ δизυናቷдо οрυቄուтви ጄይдիսεቃ ዷни տеглըվոнеጾ оջ иኑубοжο титθሴαዶе уնε սጀврխкрቆ уֆጆ эրоዜևφ ξιворե нежатеቪук. Լቶլιхр ям дрυኮо хатвαвитօт ф ጃстቬգухиዪо рխμаηиኄу ձሸս τ ит ιጿизуፐ ሺիгե. . Brody Dalle urodziła się 30 lat temu w Melbourne jako Bree Leslie Pucilowski. Z domu uciekła w wieku 16 lat, razem z liderem Rancid, Timem Armstrongiem. Burzliwe punkrockowe małżeństwo i tak przetrwało długo - aż do lipca 2003 roku, kiedy magazyn "Rolling Stone" opublikował zdjęcie Brody całującej się z frontmanem Queens Of The Stone Age, Joshem Homme. Jest z nim do dziś. Nowy rozdział rozpoczęła też w swojej artystycznej karierze - wraz z zespołem Spinnerette wydała w tym roku album, którym z pewnością narobi sporo hałasu. Na płycie i na scenie - szalona i pełna energii. Poza nią - dosyć nieśmiała. W rozmowie z serwisem zebrała się jednak na odwagę i opowiedziała o swojej nowej grupie, trudnym dzieciństwie i… polskim jedzeniu. Jesteś teraz w trakcie trasy koncertowej po Wielkiej Brytanii. Przez ostatnich kilka lat nie koncertowałaś zbyt dużo. Brakowało ci tego? BRODY DALLE: Raczej nie, nie przepadam za koncertami. Wolę pracować w studiu. Od czasu rozpadu The Distillers w twoim życiu wiele się zmieniło. Czy znalazło to swoje odbicie w muzyce? W pewnym sensie tak. Na pewno te wydarzenia sprawiły, że mam o czym pisać w Spinnerette. Kilka lat temu brytyjski "Guardian" pisał o tobie: "ta dziewczyna to przede wszystkim mocne brzmienie i furia". Czy te słowa wciąż są aktualne? Ciężko mi powiedzieć. Nie potrafię siebie obiektywnie ocenić, musiałby to zrobić ktoś inny. Wiem na pewno, że kiedy wychodzę na scenę, wciąż mam w sobie ten sam ogień. W tej kwestii nic się nie zmieniło. Niektóre rockowe wokalistki przyznają, że macierzyństwo działa na nie uspokajająco. Mnie to nie dotyczy [śmiech]. Bardzo nerwowo reagujesz na opinie, że twoi życiowi partnerzy mają wpływ na twoją muzykę. Nie posunąłbym się tak daleko, żeby porównywać okładki debiutanckich krążków Spinnerette i Queens Of The Stone Age, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że nad całą płytą unosi się duch "Songs For The Deaf". Pytasz, czy mój mąż napisał moje piosenki? Wiem, że tego nie zrobił. Prawda wygląda tak, że na tej płycie prawie w ogóle nie grałam na gitarze. Większość partii tego instrumentu zarejestrował Alain Johannes, który ma bardzo podobny styl gry do Josha. Dotyczy to również pracy w studio. Wiesz, oni znają się od lat i wielokrotnie pracowali ze sobą, więc tych podobieństw na pewno jest więcej. Mogłam się spodziewać, że w jakimś stopniu będzie to przypominało Queens Of The Stone Age, ale na współpracę z Alainem zdecydowałam się dlatego, że dzięki niemu moje piosenki miały szansę stać się bardziej wysublimowane. W Distillers stawialiśmy przede wszystkim na prostotę i agresję, ale w przypadku Spinnerette zdecydowałam się na coś bardziej zróżnicowanego. Ja naprawdę lubię muzykę Queens Of The Stone Age, ale to nie oznacza, że chcę brzmieć jak oni. "Spinnerette" to dopiero debiut i na kolejnej płycie chcę nagrać jeszcze inną muzykę. Wspomniałaś o tym, że już nie grasz tak dużo na gitarze. Jak się z tym czujesz? To zależy - czasami dobrze, a czasami bardzo mi tego instrumentu brakuje, zwłaszcza na scenie. Czuję się wtedy w pewnym sensie naga. Ale możesz się bardziej skoncentrować na śpiewaniu. Czy przed sesją nagraniową Spinnerette brałaś jakieś lekcje? Nie, nigdy w życiu nie brałam lekcji śpiewu. Zaczęłam śpiewać w wieku 13 lat, ale muzyka Distillers wymagała trochę innego podejścia. Dodatkowo, duża liczba koncertów jakie graliśmy sprawiła, że zawsze miałam jakieś problemy ze swoim głosem. Wszystkie płyty Distillers były nagrywane zaraz po powrocie z trasy. Przed sesją nagraniową Spinnerette miałam długie wakacje, które trwały prawie trzy lata. Teraz znowu koncertuję i już na tym etapie mogę ci powiedzieć, że głos ewidentnie mi się spier*** [śmiech]. Na żywo Spinnerette brzmi przez to dużo ostrzej. Dlaczego na pierwszy utwór Spinnerette musieliśmy czekać prawie dwa lata? W tym czasie zmarł mój ojciec, Alain stracił żonę, zdecydowałam się też zakończyć współpracę z wytwórnią i rozpoczęłam poszukiwania nowej. Potrzebowałam nowego menedżera. Do tego doszły moje obowiązki względem mojej córki i męża. Oprócz tych "życiowych" spraw, spędziliśmy też mnóstwo czasu robiąc mastering płyty, który przeciągał się niemiłosiernie, bo cały czas dodawaliśmy kolejne kawałki. Tak się dzieje, jak zbyt długo zwlekasz z nagrywaniem płyty. Skoro wspomniałaś o rozstaniu z wytwórnią Sire, chciałbym się dowiedzieć dlaczego postanowiłaś rozpocząć współpracę z niezależnym labelem. Sprawa jest prosta - Sire nie spodobała się moja płyta. Stwierdzili, że ta muzyka za bardzo różni się od tego, co grali Distillers. Jednocześnie były też naciski, żebym poszła bardziej w stronę popu. Wydaje mi się, że nad tym wszystkim zaważył również aspekt ekonomiczny - nie mieli wystarczającą ilość pieniędzy, żeby zorganizować promocję albumu. Nie wiedzieli co ze mną zrobić. Wielkie wytwórnie nie potrafią się dostosować do wymogów rynku, który przez ostatnich kilka lat drastycznie się zmienił. Pracownicy tych wytwórni to idioci. Cały czas robią rzeczy, które nie mają już znaczenia. Nie chcę być z tym kojarzona. To dlatego EP-ka "Ghetto Love" ukazała się tylko w formie cyfrowej? W tym przypadku zaważył fakt, że chcieliśmy wydać ten materiał możliwie jak najszybciej. Postanowiliśmy rozpocząć współpracę z firmą Topspin Media, która specjalizuje się w sprzedaży muzyki w formie plików. Pobierają za to jakiś procent od sprzedaży, a ty możesz rozprowadzać materiał za pośrednictwem swojej strony internetowej. Nie zdecydowaliście się na wydanie od razu pełnej płyty. Czy dlatego, że chciałaś sprawdzić, jak ludzie zareagują na Spinnerette? Nie, nie traktowałam tego w ten sposób. Chodziło raczej o to, żeby fani dostali w końcu coś od nas. Część na pewno miała już dość czekania na nasz debiut. W jednym z wywiadów powiedziałaś, że Spinnerette to tak naprawdę tylko ty i muzycy, którzy Ci pomagają… Chodziło mi o skład koncertowy. Nie chcę, żeby powtórzyła się sytuacja z ostatnim wcieleniem Distillers. Zwalnianie ludzi i szukanie nowych na zastępstwo to naprawdę trudna sprawa. Teraz, kiedy jestem już trochę starsza, staram się unikać takich stresujących sytuacji. Czy to dlatego zdecydowałaś się kontynuować współpracę z Tonym, który grał też w Distillers? Nie, Tony był dla mnie bardzo naturalnym wyborem. To świetny gitarzysta i jeszcze lepszy przyjaciel. Choć prawdę powiedziawszy pierwszym muzykiem, z którym zaczęłam grać był Alain. To on ściągnął do Spinnerette Jacka Ironsa. Co ciekawe, pierwszym perkusistą miał być Jon Theodore z The Mars Volta, ale niestety nic z tego nie wyszło. Spinnerette według ciebie to dość karkołomne zestawienie niebezpieczeństwa i słodyczy. Nie bałaś się, że starsi fani Distillers znajdą w twoim nowym zespole tylko lukier? Jeżeli tak, to jest to tylko i wyłącznie ich problem. Na to już nic nie poradzę. Gdyby nie to, że spotkałam Alaina, Spinnerette pewnie byłoby w jakimś stopniu rozwinięciem formuły Distillers. Teraz to jest wypadkowa naszych gustów muzycznych. Nie będę ukrywała, że on miał na mnie ogromny wpływ. Utwór "Sex Bomb" zadedykowałaś Wandzie Jackson. Co zafascynowało cię w jej historii? Ten kawałek nie został napisany specjalnie z myślą o niej. Zadedykowałam "Sex Bomb" Wandzie podczas jednego z koncertów. Kocham jej piosenki i głos, który moim zdaniem jest jednym z najlepszych w historii muzyki popularnej. Problem polega na tym, że Wanda nie zdobyła należnego jej szacunku. Większość moich fanów do tej pory nie pojęcia kim była. Jeżeli uda mi się sprawić, że przynajmniej kilka osób zainteresuje się jej twórczością, to będzie to sukces. Przyznałaś, że teksty do nowych piosenek to w pewnym sensie osobiste egzorcyzmy, przy pomocy których próbujesz zmierzyć się ze swoimi problemami. Tak. W swoim życiu doświadczyłam wielu złych rzeczy. Mój biologiczny ojciec molestował mnie seksualnie jak byłam dzieckiem, a w wieku 15 lat miałam niezbyt miłe przygody z wymiarem sprawiedliwości. Wychowywała mnie matka, która nie miała pieniędzy i cały czas kombinowałyśmy, żeby związać koniec z końcem. Po kilku latach jako formę rekompensaty za to wszystko dostałam nawet specjalną zapomogę od rządu. Życie zawsze dostarczało mi tematów, o których mogłam potem pisać. Wiem, że nigdy nie uda mi się w ten sposób poradzić z wieloma sprawami, ale to i tak najlepszy możliwy sposób, by pozbyć się niektórych problemów. To wszystko sprawiło, że mogę lepiej wychowywać swoją córkę. Wiem, co powinnam jej zapewnić, a przed czym ją bronić. Dużo młodych dziewczyn traktuje cię jako swego rodzaju ikonę stylu. Kawałek Spinnerette znalazł się nawet na ścieżce dźwiękowej do pokazu mody Marka Jacobsa. Tak, to naprawdę mi schlebia. Wolałabym jednak, żeby ludzie kierowali się w życiu własnym rozumem, nie zapatrywali na innych. Jeżeli już muszą wzorować się na kimś, to powinni raczej zwracać uwagę na dobre cechy charakteru tej osoby. Na pewno czujesz teraz większą odpowiedzialność za to, co mówisz. Tak. I nie podoba mi się to, bo jestem artystką. Często muszę tłumaczyć ludziom co miałam na myśli, a tymczasem każdemu zdarza się czasami powiedzieć coś głupiego czy niekoniecznie poprawnego politycznie. Jestem dziewczyną, która wychowała się na punk rocku, a jak wiesz muzycy często pieprzą głupoty [śmiech]. Dalej uważasz, że największym punkrockowcem jest teraz Brüno? [śmiech] Pewnie, nie mogę się doczekać kiedy zobaczę ten film. To w międzyczasie możesz mi opowiedzieć o tym tajemniczym projekcie Josha, w którym bierze też udział John Paul Jones. [śmiech] Nie mogę. Już i tak za dużo o tym mówiłam. Jestem pewna, że jak coś więcej wypaplam, to Josh urwie mi głowę. Na pewno możesz sobie wyobrazić co z tego wyjdzie. Przyjedziesz ze Spinnerette do Polski? Bardzo bym chciała. Mój ojczym był Polakiem, więc od małego towarzyszyła mi polska kultura i jedzenie. W takim razie zapraszam i dziękuję za rozmowę. Opinie: Wystaw opinię Opinie, recenzje, testy: Ten produkt nie ma jeszcze opinii Twoja opinia aby wystawić opinię. Koszty dostawy: Odbiór osobisty w sklepie zł brutto Dostawa przez pełnomocnika zł brutto Zapytaj konsultanta: Biuro Opis produktu Primitivo jako szczep charakteryzuję się wyższą koncentracja cukru resztkowego (nieodfermentowany cukier, którego zawartość w winie wyraża się w g/l, czasami procentowo; jest to całkowita zawartość cukrów pozostająca w winie po zakończonej fermentacji alkoholowej) dlatego często można spotkać wina z tego szczepu o zawartości alkoholu 14-15%. Tutaj natomiast mamy prawdziwą wagę ciężką bo to wino ma aż 17,5%! Nie wspominalibyśmy o tym gdyby nie to, że jest on świetnie w tym winie ukryty pod bogatymi aromatami Primitivo. To już jest też pewna sztuka winiarza zrobić tak mocne (nie wzmacniane) wino i wtopić zawarty w nim alkohol w strukturę wina. Tutaj mamy dominujące aromaty dzikich jeżyn, śliwek, czarnej herbaty, pikantnej lukrecji. Zrównoważone wino o aksamitnych taninach wraz ze świeżą mineralnością i długim przyjemny finiszem. Dodatkowo ta barwa! Ciemnoczerwona z fioletowymi odcieniami. Można się zakochać w tym winie. Cechy produktu Dane ogólne Kolor Czerwone Poziom wytrawności Wytrawne Charakter Spokojne Pojemność 750 ml Region Apulia, IT Kraj Włochy Szczepy Primitivo Zawartość alkoholu % 17,5 Typ Jednoszczepowe Przemysł, jakim jest k-pop, funkcjonuje na pewnych określonych zasadach. Jedną z koronnych zasad przy formowaniu zespołu jest wybranie jego wizerunku, a co za tym idzie niszy, w której będzie funkcjonował. Dla formacji kobiecych popularną niszą jest aegyo - przesłodzony wizerunek grzecznych dziewczynek, w którym specjalizują się grupy takie jak np. Girls' Generation. Pewną wariacją na temat aegyo jest grupa Orange Caramel, której cukierkowaty wizerunek przywodzi na myśl raczej lolity, a nie grzeczne dziewczynki. Macierzysta formacja Orange Caramel - After School to z kolei wzorcowy przykład koreańskiego ostrego wizerunku. Ostrego w granicach przyjętej tam konwencji. Według amerykańskich standardów to niemal zakonnice, ale w Korei Płd. często porównuje się je do Pussycat Dolls. Co trochę mnie irytuje, bo tę amerykańską grupę uważam za sabat pasztetów (z wyłączeniem Nicole Scherzinger). Nie oszukujmy się, chociaż przyjęte konwencje z pozoru trzymają w ryzach seksualny wizerunek kobiet na scenie, to jednak i w jednej, i w drugiej stylizacji chodzi o to, by przykuwać oko męskiej części widowni. Zdarza się, że jakiś wykonawca wykroczy poza niepisane ramy tych konwencji. Dla zespołu Secret przybrana jednorazowo nieco śmielsza stylizacja oznaczała spotkanie się z falą krytyki konserwatystów. Z kolei taka HyunA z eksploatowania własnej seksualności uczyniła sens swojego scenicznego solowego istnienia, za co przez wielu została znienawidzona. Jest jednak grupa, której podobne, a nawet śmielsze, brewerie do tej pory uchodziły na sucho. Ba, trzeba powiedzieć więcej - pomimo licznych kontrowersji, śmiałego wizerunku oraz towarzyszących plotek i nie tylko plotek - grupa ta odniosła spory sukces w mainstreamowych mediach. Zamiast stać się obiektem ciskania kamieniami, dla wielu stała się idolkami. Oczywiście mowa o formacji Brown Eyed Girls. Jak koreański kwartet tego dokonał? Po pierwsze, silniejszych treści w wideoklipach używa przede wszystkim jako środka wyrazu artystycznego, a nie jako prymitywnego "nęcenia cycem". Po drugie, silnym obrazom towarzyszy równie silna, wyrazista muzyka, która nie próbuje chować się za plecami wideoklipu. Czego dowód znajdziecie poniżej. Niesamowite połączenie estetyki disco z symfonicznym brzmieniem i silnymi wokalami, nie tylko nie próbuje ukryć się za mocnym i przyciągającym uwagę teledyskiem, ale w dodatku toczy z nim walkę o widza. Walka jest na tyle zażarta, że przy pierwszym obejrzeniu klip wydaje się gryźć z utworem. Rzadko kiedy słyszy się, żeby tak przebojowa i żywiołowa piosenka naraz prezentowała równie szeroką i pełną gamę walorów muzycznych. Już sama warstwa kompozycji powinna zebrać swoją dolę oklasków, chociażby za to jak płynnie przechodzi pomiędzy spokojniejszymi budującymi napięcie segmentami zwrotek a eksplozją dźwięku w refrenie. A to wciąż mało, bo równie ważna jest inteligencja w użyciu poszczególnych instrumentów, czy też sama wrażliwość muzyczna uwypuklona chociażby właśnie w budowaniu napięcia poprzez twarde, rytmiczne, militarnie brzmiące i budzące niepokój dźwięki. Na to wszystko nakłada się zabójczo wykorzystany wokal, który już silnej kompozycji nadaje dynamiki i mocy w brzmieniu, słowem - impetu. Jednocześnie, przy całym natłoku dźwięków atakujących nasze uszy, utwór nie popada w kakofonię. Ale pozostaje jeszcze kwestia teledysku. Tu dopiero jest ciekawie. Już samo poruszenie wątku totalitarnych represji jest posunięciem odważnym. Pamiętajmy, że dla wielu z nas widok armatek wodnych i policyjnych kordonów kojarzy się głównie z odległymi (to już ponad 20 lat) czasami PRL-u. No chyba, że ktoś się udziela na piłkarskim młynie albo wyjazdach, wtedy takie sceny są mu nieco bliższe. Ale nie będę tutaj pastwił się nad naszymi domorosłymi miłośnikami praktyk totalitarnych, bo na dobrą sprawę nawet bliski geograficznie relikt ustrojowy - Białoruś - nie maluje się w naszej wyobraźni w równie czarnych barwach, albo przynajmniej nie poświęcamy mu tyle uwagi, by mógł się silnie kojarzyć z takimi obrazkami. My jednak mówimy tutaj o wideoklipie nakręconym w Korei Południowej, która od północy graniczy z szalonym totalitarnym reżimem Kim'ów. Projekty atomowe, strefy zdemilitaryzowane będące najsilniej zmilitaryzowanym skrawkiem ziemi na globie i część większego narodu cierpiąca głód i ubóstwo pod dynastią maniaków własnej wielkości. A przecież jeszcze dalej czają się Chiny. Mało? Sama Korea Południowa długo nie była rajem na Ziemi. Najpierw 35 lat japońskiego zaboru, potem rozbiór kraju decyzją podłych, złych sowietów i szlachetnych wybawicieli spod amerykańskiego sztandaru. Tych samych wybawicieli, którzy przez kolejne 40 lat tolerowali różne formy wojskowej dyktatury, pod wieloma względami niewiele różniącej się od swojego północnego odpowiednika. Ustawiony w takim kontekście, ten teledysk ma o wiele silniejszy wydźwięk. Tym bardziej, że nie powinien być traktowany dosłownie. Dyktator i jego podwładni są tylko metaforą na... męskiego odbiorcę tego klipu. Po jednej stronie mamy wyzwolone kobiety, które śpiewają o pożądaniu jakie odczuwają do nich mężczyźni i nieprzekraczalnej niewidocznej barierze, która nie pozwala samcom dać upustu ich żądzom. Po drugiej stronie stoi i gapi się na nie anonimowy tłum mężczyzn bez twarzy, za każdym z tych kasków może czaić się facet, który właśnie ogląda ten klip. Każdy z nich jest anonimowym widzem, częścią tłumu, bez własnej woli i odwagi by się wyłamać, staje się częścią systemu, który zniewolił kobiety z pozostałych ujęć. Niewola ta jest oddana w niezwykle plastyczny sposób. Gain siedzi ze związanymi dłońmi na krześle, jest zdominowana przez górujący nad nią i zamykający obraz łuk. Ponadto jest niewolnicą obrazu. Widzimy ustawiony przed nią monitor, który nieustannie pokazuje jej twarz. Może ona do woli odwracać się, uciekać ze wzrokiem, kamera cały czas podąża i koncentruje się na jej twarzy. Ku uciesze widza jej wizerunek jest brudny, zbrukany, upodlony. JeA jest przywiązana do drewnianej konstrukcji unoszącej się na wodzie, całkowicie bezradna i zniewolona, nawet gdyby uciekła, na jej nodze jest branzoletka lokalizacyjna. Jest całkowicie oddana na łaskę i niełaskę żywiołu, ale i obserwującego ją z góry pana. Jednocześnie jej stylizacja jest najsubtelniejsza spośród wszystkich kobiet. Ma być tą bezwolną, uzależnioną od mężczyzny kobietą, która bez jego pomocy nie przetrwa. Miryo pozornie ma daną swobodę głosu, jej wizerunek jest schludny, estetyczny - oficjalny, a wypowiedzi schowane za fasadą uprzejmości. Ale jednocześnie jej ręce pozostają związane, a mikrofony nasłuchujące każdego jej słowa same stanowią formę opresji. Cała scena sugeruje, że nie liczy się, co kobieta sama ma do powiedzenia. Ona ma być jedynie narzędziem wypowiadającym słowa, które ułożył kto inny, ku uciesze pozbawionych emblematów - anonimowych - mikrofonów. Najciekawsza jest scena Narshy. Z pozoru zaprzecza całej idei tego klipu - to kipiący seksapilem zwierzęcy taniec, uczta dla samczego oka. Ale właśnie - trzeba zauważyć, że jej niewolą jest pomieszczenie-klatka i sam ruch. Miejsce po którym się porusza jest wybiegiem, a swoboda ruchów została jej dana tylko po to, by mogła nimi cieszyć wzrok widza. Do tego błyskające flesze, kocie ruchy, kot w teledysku i miauczenie... Catwalk to przecież angielskie określenie na wybieg dla modelek. Same słowa refrenu sugerują, że kobiety mają do zaoferowania coś więcej niż swoją zmysłową, seksualną powierzchowność. W zamian proponują swoją muzykę, odczuwaną poprzez owy szósty - emocjonalny - zmysł, który pozwala odbierać bodźce poprzez barierę nieprzekraczalną dla tradycyjnego zestawu pięciu zmysłów związanych z cielesnym pożądaniem. Mężczyźni pod wpływem muzyki ulegają przemianie, odrzucają hełmy, zyskują twarze a z nimi własne emocje i myśli, które pozwalają im podejmować decyzje za siebie i obrócić się przeciwko dyktatorowi/systemowi. Osobiście nie mam nic przeciwko takim feministycznym manifestom, jeśli mają one jakiś określony cel, a nie są zbiorem gorzkich żali w stylu: "Chcę mieć tak samo jak ty, tylko na innych preferencyjnych zasadach, bo ja jestem pokrzywdzona. I nie waż się mnie patronizować szowinistyczna męska szujo!". W tym wypadku chodzi o konkret - słuchaj tego, co mam do przekazania poprzez muzykę, a nie każ mi się wygłupiać dla własnej uciechy. Co moim zdaniem, jak długo kobieta ma coś do powiedzenia (a nie "żałuję, że cię znałam, żałuję, że ci dałam"), jest bardzo słusznym podejściem, bo nie wyklucza także miejsca dla atrakcyjnych kobiet nie mających nic do powiedzenia, ale za to dobrze wyglądających. Jedyne, co budzi moje wątpliwości, to skuteczność manifestu. Przecież na dobrą sprawę, do jego przesłania trzeba dotrzeć przebijając się najpierw przez warstwę tego, z czym teledysk zdaje się walczyć - grupę seksualnie zniewolonych kobiet ku rozkoszy oczu przeciętnego męskiego widza. Mam wrażenie, że sami twórcy teledysku zdają sobie sprawę z niskiej skuteczności swojej metody, bo przecież klip kończy się tym, że tłum anonimowych mężczyzn rzuca się na kobiety. BONUS Ja zakończę podobnie, dodając link do telewizyjnego występu live, który jest równie porywający. Branża spożywcza w nadchodzącym roku cały czas będzie w obszarze zainteresowania inwestorów. Sytuacja gospodarcza wciąż jest niepewna, a firmy z tego segmentu rynku dają pewność zarobku Branża spożywcza ma opinię pewniaka: można na niej zarabiać nawet w czasach kryzysu. Inwestorzy ją cenią, bo nie szkodzi jej dekoniunktura. W 2010 roku indeks WIG spożywczy wzrósł o blisko 45 proc. Rok wcześniej było jeszcze lepiej – wskaźnik skoczył aż o ponad 126 proc. >>> Czytaj też: Inwestycyjne hity na dobre i złe czasy. Jakie branże dają zarobić? W 2010 r. spośród 20 spółek spożywczych notowanych na warszawskiej giełdzie aż osiem wzrosło o ponad 50 proc. Najwięcej zyskały Zakłady Mięsne Beef-San, których akcje od początku roku poszły w górę o ponad 300 proc. Druga w kolejności cukiernicza Astarta wzrosła o przeszło 120 proc. 2011 r. również zapowiada się nieźle. Szczególnie dobrze rokują firmy zajmujące się produkcją słodyczy oraz bakalii. Faworytem jest Wawel. W 2010 r. kurs jego akcji wystrzelił o 75 proc., z 249 zł na koniec 2009 r. do ponad 430 zł. Zdaniem Tomasza Manowca, analityka BM BGŻ, firmie pomogło skoncentrowanie w 2007 r. produkcji w jednym zakładzie w Dobczycach. Wcześniej spółka miała trzy fabryki. Do wiosny 2011 r. Dobczyce powiększą się o 3,3 tys. mkw., moce produkcyjne wzrosną o 20 proc. Inwestycję wartą 21,6 mln zł firma finansuje z własnych środków. – Marża brutto na sprzedaży w tej spółce wynosi 45 proc. Dla porównania w Mieszku jest to 39 proc. Ale po odjęciu kosztów amortyzacji i wynagrodzeń dla zarządu marża Wawelu jest nawet dwa razy wyższa niż u konkurencji – twierdzi Tomasz Manowiec. Dowodem na to, że spółka nieźle sobie radzi na rynku, może być jej zestawienie z inną firmą z branży słodyczy – Jutrzenką. Jej akcje straciły w 2010 r. 10 proc. Dobrze rokują Bakalland i Helio. Na ich korzyść, jak twierdzi Tomasz Minowiec, przemawia zmiana preferencji polskich konsumentów, którzy coraz chętniej sięgają po zdrową żywność. Szacuje się, że w najbliższych latach ten rynek będzie rósł w tempie 5 – 10 proc. rocznie. >>> Czytaj też: TFI: w 2011 roku postaw na mniejsze spółki Bakalland na unowocześnienie parku maszynowego, w tym na kupno linii do produkcji i przetwarzania bakalii w zakładach w Janowie Podlaskim i Osinie, przeznaczy 12 mln zł. Dzięki tym inwestycjom spółka planuje zwiększenie udziałów w rynku bakalii z 22 proc. obecnie do 35 proc. na przełomie 2013 i 2014 roku. Zyski spółki powinny rosnąć. Jak szacują analitycy Millennium Domu Maklerskiego, zysk netto za rok obrotowy 2010/2011 wyniesie 11,7 mln zł. Rok wcześniej było to 8,2 mln zł. Helio z kolei jest w stanie zwiększać swoje przychody o 10 – 15 proc. rocznie. Nowy zakład w Brochowie, którego budowa już się kończy, zwiększy moce przerobowe spółki nawet trzykrotnie. Umożliwi też sprzedaż przez nowe kanały, pozwoli zredukować koszty stałe. Oszczędności mogą sięgnąć nawet 100 – 150 tys. zł miesięcznie. To powinno zdaniem analityków wywindować kurs akcji spółki o kilka procent w przyszłym roku. Szczególnie że z prognoz Millennium Domu Maklerskiego wynika, że zysk spółki w roku 2010/2011 sięgnie już 9,1 mln zł. W poprzednim roku było to 7,9 mln zł. Wśród firm, których akcje mają spore szanse na wzrosty w 2011 r., są też spółki rynku mięsnego. Ale nie wszystkie. Najwięcej można oczekiwać po firmach specjalizujących się w produkcji mięsa drobiowego. >>> Czytaj też: Zobacz listę najbogatszych Polaków. Branża spożywcza zarabia najlepiej Akcje powinny zyskiwać przede wszystkim z tego powodu, że popularność drobiu w Polsce rośnie od co najmniej dekady. Obecnie spożycie przekracza średnią unijną, która wynosi około 20 kg na osobę. Mimo to spółki działające w tym sektorze wciąż mogą liczyć na popyt. Powód: u naszych najbliższych sąsiadów mięso drobiowe nie jest jeszcze tak popularne. Szybko to się zmienia, co widać chociażby na przykładzie Niemiec, gdzie spożycie drobiu wynosi na razie 17,8 kg na osobę. Można oczekiwać, że trend wzrostowy utrzyma się w kolejnych latach, a to oznacza większy eksport. Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej ocenia, że w 2011 r. sprzedaż mięsa drobiowego za granicę zwiększy się o 12 proc. Kacper Kędzior, analityk w DM BZ WBK, twierdzi, że dodatkowym argumentem przemawiającym za polepszeniem się perspektyw na rynku drobiu jest prognozowane załamanie się rynku wieprzowiny. Kolejna spółka z dobrymi notowaniami na 2011 r. to Indykpol. Firma dobrze radziła sobie na giełdzie w 2010 r. – wycena akcji wzrosła o blisko 25 proc. W przyszłym roku zdaniem analityków ten trend może się utrzymać. Eksperci przypominają, że Indykpol ma rozwinąć produkcję pasz, dzięki czemu spółka osiągnie niezależność od zmian ich cen. A to ma ogromny wpływ na opłacalność hodowli. Wytwórnia pasz, która pełne moce produkcyjne osiągnie na przełomie 2011 i 2012 r., ma pokrywać zapotrzebowanie własne spółki i współpracujących z nią dostawców. Wpływ tej inwestycji na przychody spółki jest szacowany przez analityków na poziomie kilkudziesięciu milionów złotych rocznie. Kolejny jej plus to ograniczenie ryzyka walutowego. Indykpol już zapowiada, że mieszalnia pasz ma docelowo generować roczne przychody na poziomie 150 mln zł. Do tego, jak twierdzi Kacper Kędzior, firma bardzo aktywnie się promuje, dzięki czemu zwiększa poziom sprzedaży oraz rozpoznawalność marki. Jego zdaniem Indykpol może zwrócić uwagę inwestorów poszukujących interesujących propozycji. Szczególnie że Indykpol to solidna spółka: od 2000 r. miała tylko jeden rok straty. Było to w 2008 r., kiedy spółka przeszarżowała z walutowymi instrumentami pochodnymi. Analitycy zwracają uwagę, że stosunek zadłużenia spółki do aktywów utrzymuje się na w miarę stabilnym poziomie. W 2006 r. wynosił 27 proc., w 2007 r. spadł do 21 proc, w 2008 r. wzrósł do 28 proc., a w 2009 r. do 30 proc. W 2010 r. w I kwartale znowu się obniżył do 28 proc. Zadłużenie wynosiło 100 mln zł, co oznacza, że jest na mniej więcej stałym poziomie już od kilku lat. Trudno porównać spółkę do konkurencji, bo na giełdzie nie ma innego gracza z sektora drobiowego. Co najwyżej można zestawić ją z Zakładami Mięsnymi Duda. Ale, jak zauważają analitycy Millennium Domu Maklerskiego, ta firma, w przeciwieństwie do Indykpolu, wymaga gruntownej restrukturyzacji, od wyników której zależeć będzie atrakcyjność akcji. Efekty zmian będą widoczne najwcześniej w 2012 r. Spółkami godnymi polecenia są też firmy działające w sektorze rybnym, takie jak Seko czy Graal. Koniunkturę w ich przypadku również będzie nakręcać moda na zdrowe odżywanie. Akcje Seko, jednego z czołowych producentów na rynku rybnym, w 2010 r. wzrosły o blisko 55 proc. W przypadku Graala notowania zjechały o ponad 7 proc., ale zdaniem analityków w nowym roku mogą się odbić. Analitycy nie wykluczają, że powrócą dobre lata dla giełdowych spółek działających w sektorze sprzedaży towarów delikatesowych. Bomi może się odbić od dna, jeśli zrealizuje nową strategię. Strata netto grupy w 2010 r. sięgnie 102 mln zł. W 2011 r. zarząd obiecuje zysk netto w wysokości 19,2 mln zł, a w 2012 r. – 49 mln zł. Prognozy są bardzo optymistyczne, ale nie jest wykluczone, że mogą zostać zrealizowane. Zwłaszcza że wraca popyt na towary delikatesowe, których sprzedaż spadła o 30 proc. w czasie kryzysu. Dowodem może być to, że asortyment o produkty z górnej półki rozszerzają sieci takie jak Tesco, które do tej pory stawiały głównie na niskie ceny. W 2011 r. handel może mieć dobrą passę, dlatego warto ten wariant wziąć pod uwagę. We franczyzie zwrot wkładu własnego następuje już po 20 miesięcach. Jak wynika z badań, dzięki zastosowaniu gotowego wzorca działalności przedsiębiorca ma średnio o 20 – 30 proc. większy dochód, niż osiągnąłby w przypadku uruchomienia biznesu zaprojektowanego przez siebie. W branży handlowej można przebierać w ponad 200 konceptach franczyzowych, z których ok. 30 to sieci sklepów spożywczych. W te ostatnie opłaca się inwestować w czasie kryzysu. Ponieważ oferują produkty pierwszej potrzeby, są najmniej narażone na wahania koniunktury gospodarczej. Podczas gdy sprzedaż w sklepach odzieżowo-obuwniczych zmalała w ciągu ostatniego roku o blisko 10 proc., w sklepach spożywczych wzrosła o 2 – 3 proc. Alternatywą może być zainwestowanie w sklep z odzieżą z niższej półki. Daje on gwarancję sprzedaży przez cały rok, w każdych warunkach gospodarczych, jednak na wielkie zyski nie ma co liczyć. Będą one o połowę niższe niż w przypadku sprzedaży ubrań ze średniej półki cenowej. Powód: niższe marże. Inwestowanie we franczyzowe sklepy spożywcze wymaga stosunkowo niewielkiego wkładu finansowego. W 2010 roku wystarczyło 80 – 100 tys. zł, by uruchomić własny niewielki market. Na supermarket potrzeba już ponad 300 tys. zł. W 2011 r. powinno być podobnie. Sektor spożywczy będzie się rozwijać w tempie uzależnionym od wzrostu PKB, szczególnie wzrostu popytu konsumpcyjnego. Należy oczekiwać konsolidacji z powodu wysokiego stopnia rozdrobnienia sektora. Dotyczy to handlu (prawdopodobne jest przejęcie Emperii przez Eurocash), ale jeszcze w większym stopniu produkcji spożywczej. Poza pewnymi segmentami rynku, np. napojami, duża część produkcji spożywczej jest opanowana przez małe firmy dysponujące regionalnymi, często nawet lokalnymi markami. Firmy te będą musiały się konsolidować, często racjonalizować portfele marek, aby móc skuteczniej działać na wymagającym rynku. W 2011 r. procesy konsolidacyjne mogą przyspieszyć ze względu na kilka czynników. Spowolnienie gospodarcze zweryfikowało kondycję wielu firm, dzieląc je na silniejsze i słabsze. Jednocześnie sektor finansowy od blisko roku jest coraz bardziej otwarty na finansowanie potencjalnych przejęć przez liderów. Tomasz Pasiewicz, Saski Partners Fot. Wisniewski/PB/Forum / DGP Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL Kup licencję Autor: ISB, Rzeczpospolita Data: 24-02-2012, 09:50 Polacy wydali w 2011 r. na słodycze niespełna 3 proc. więcej niż rok wcześniej. Najmocniej - o prawie 4 proc. - wzrosła sprzedaż wyrobów czekoladowych i przekroczyła poziom 4,82 mld zł wobec 4,65 mld zł w 2010 r. - poinformowała agencja ISB, za Rzeczpospolitą. Natomiast w kategorii cukierków sprzedaż spadła ilościowo o 2,6 proc., a wartościowo o 3,2 proc., do 1,03 mld zł. Przedstawiciele branży spodziewali się, że dane o całym rynku będą lepsze. Nadal jednak pozostają optymistami jeśli chodzi o rok bieżący. W ich ocenie perspektywy dla branży słodyczy w Polsce są dobre i 2012 r. powinien przynieść wzrost sprzedaży w granicach 5-7 proc. - podaje także:Nowe trendy na rynku czekolady

w tym roku pewna wytwórnia słodyczy